Luter w historii

Często stawiane jest pytanie czy Luter jest dla luteranów „świętym”. Można na nie nieco prowokacyjnie odpowiedzieć: Tak – jest świętym! Pismo Święte wyraźnie naucza, że świętość człowieka nie jest jego własną cechą – zasłużoną, wypracowaną czy wrodzoną. Człowiek jest święty wtedy, jeśli całym sercem wierzy w Jezusa Chrystusa narodzonego z Marii Panny, że ten narodził się, umarł, trzeciego dnia zmartwychwstał i wstąpił do nieba dla naszego zbawienia. Poprzez wiarę Chrystusa wzbudzaną przez Ducha Świętego ze słuchania Słowa Bożego człowiek bez własnej zasługi jest święty świętością pochodzącą spoza niego.

Podobnie jest z Kościołem – Kościół jest grzeszny, gdyż składa się z grzeszników, ale jest równocześnie święty, jednakże tylko i wyłącznie świętością Jezusa Chrystusa (simul iustus et peccator). Każdy kto wierzy jest święty, we właściwym, biblijnym słowa tego znaczeniu. Ponieważ Kościoły ewangelicko-augsburskie nigdy nie odrzuciły Tradycji jako nośnika prawd biblijnych, z szacunkiem odnosiły się do dziedzictwa swoich Matek i Ojców w wierze pozostawiając stare nazwy kościołów lub nazywając budowane kościoły imieniem biblijnych postaci czy znaczących osób z historii Kościoła. W ten sposób Kościoły ewangelickie nie sankcjonują instytucji kanonizacji, czy tym bardziej pośrednictwa świętych, a pokazują wspólnotę i kontynuację wiary i życia Kościoła Jezusa Chrystusa, wybiegającą poza ramy czasowe XVI-wiecznej Reformacji.

Postrzeganie ks. Marcina Lutra zmieniało się na przestrzeni wieków, a nawet dziesięcioleci. Sam Reformator nie lubił, aby jego osoba była w centrum. Nie zabiegał o poklask i uznanie, co doskonale ukazuje znany na całym świecie obraz Łukasza Cranacha umieszczony w ołtarzu kościoła miejskiego w Wittenberdze, w którym ks. Marcin Luter przez kilkadziesiąt lat wygłaszał kazania.: na obrazie po lewej stronie widać zgromadzony zbór, a po prawej stoi Luter na ambonie, jednak centrum malowidła nie jest ani zbór, ani tym bardziej Luter, lecz Ukrzyżowany Chrystus, którego wizerunek znajduje się w samym środku obrazu. Reformator wskazuje na Ukrzyżowanego, gdyż to On jest treścią Ewangelii.

Po śmierci Lutra nieraz dochodziło do zbyt idyllicznego ukazywania osoby Reformatora. Miało to związek ze sporami, jakie toczyły się wśród teologów ewangelickich nt. kwestii związanych z rozumieniem nauki o usprawiedliwieniu, Wieczerzy Pańskiej czy relacji z papiestwem. Nierzadko teolodzy odwoływali się do Lutra, twierdząc, że to oni, a nie inni, są jedynymi ortodoksyjnymi spadkobiercami Reformacji i Lutra (gnezjoluteranie), sprowadzając często Reformację do zbioru skodyfikowanych definicji, mających decydować o prawdzie lub herezji. Przy tych sporach przejaskrawiano niejednokrotnie osobę Lutra i czyniono z niego miernik prawowierności, zapominając, że sam reformator wyraźnie mówił, że jedyną powinnością Kościoła jest głoszenie Chrystusa i to tylko to jest Chrystusowe, co głosi Ewangelię, a Chrystusowe nie może być to, co nie zwiastuje Ewangelii nawet, jeśliby twierdziły tak największe autorytety świata chrześcijańskiego.

Nie brakowało jednak ewangelików odwołujących się do dziedzictwa Reformatora, którzy zachowali rozsądek i doceniając dorobek duchowy Lutra, potrafili spojrzeć na Wittenberczyka z większym dystansem. Nowe akcenty widać już w obszernym dziele Wita Ludwiga von Seckendorffa (1626 – 1692), ekonomisty i prawnika. W swoim Commentarius Historicus et apologeticus de Lutheranismo sive de Reformatione von Seckendorff optował za takim spojrzeniem na Lutra, które z jednej strony wyrwałoby jego osobę z ograniczeń wykładni gnezjoluteranów, a z drugiej pozwalałoby na rzeczową krytykę Reformatora. Autor opowiadał się również za dynamicznym ujęciem postulatów Lutra i odnoszeniu ich do życia Kościoła tu i teraz.

Także okres pietyzmu i oświecenia w Kościele ewangelickim jest ciekawym przykładem zmian, jakie zachodziły w postrzeganiu Marcina Lutra. I tak dla przykładu pietyści chwalili naukę reformacyjną, jednak doszli do wniosku, że Reformacja nie doprowadziła do rewolucji w pobożności i praktycznym życiu chrześcijanina. Uznaniu wkładu Lutra w odnowę Kościoła towarzyszyła krytyka jego życia, cech charakteru, szczególnie porywczości i rubaszności Wittenberczyka, a więc tych przywar, które od dawna były opisywane w pamfletach masowo produkowanych zarówno przez zwolenników papieża, jak i tzw. lewego skrzydła Reformacji.

W kolejnych epokach historycznych Luter postrzegany jest coraz mniej jako Reformator Kościoła – podkreśla się go jako tego, który „uwolnił sumienie” i dał Niemcom wolność od „papieskiego jarzma”. Pod koniec XIX wieku i na początku XX Luter coraz bardzie zamienia się w bohatera narodowego – jego teologia schodzi na drugi plan lub jest w ogóle ignorowana. Dochodzi do ahistorycznej manipulacji Reformatora, który wykorzystywany jest do budowania wielkoniemieckich teorii nacjonalistycznych oraz antysemityzmu. Dopiero po II wojnie światowej następuje powrót do Lutra, jako świadka Ewangelii – stało się to możliwe dzięki badaniom rozpoczętym jeszcze w 20-leciu międzywojennym przez Karla Holla (1866-1926). Nie bez znaczenia miała również cicha ewolucja w łonie Kościoła rzymskokatolickiego, który stopniowo zaczął odkrywać w Lutrze „wspólnego nauczyciela”, jak o Wittenberczyku powiedział holenderski kardynał Johannes Willebrands (1909-2006), pionier ekumenizmu w Kościele rzymskokatolickim i pierwszy sekretarz Papieskiego Sekretariatu ds. Jedności (dziś: Papieska Rada ds. Popierania Jedności Chrześcijan).